Ćwiczenia umysłu

                 


Ucieczka

Podróż daleka
W umyśle mieszka
Sina dal
Otworem stoi
Bezgraniczna
Chęć męczy
Zmysły pobudzone
Czerwonoskóry wzrok
Rankiem spogląda
Uśmiech ma szczery
Indianin, poeta
Pomyślałam
O tak, na pewno
Antonin.


Majestat

Czym dla mnie jesteś
Mrzonką snem majestatem
Jak wygląda majestat?
W swej dobroci
Oryginalny
Czasem wręcz
Nienaturalny
Ogniem bądź zawsze
Kwiecistą łąką
Moich pragnień
Majestatem bądź
Tylko dla mnie
Na całe życie
Bez czarnego hebanu
Majestatyczne myśli
Tylko z tobą.


Miasto boleści

Mam ubolewać
Już sama nie wiem
Wolność umysłu
Ma być zbawieniem
Szaleństwa myśli
Nie widać końca
Sztorm we krwi
Szaleńczy z morza
Bryza goni bryzę
Ręce za krótkie
Czym objąć?
Ułaskawić
Stłumić
Puszczam wodze
Umysłu
Na wolność
Lepiej, spokojniej
Zły pomysł
Umysł czarny
W burzowych
Chmurach odleciał


Tylko dla mnie

Marząc
Spoglądam
Na niebo
Szukam jej
Istnienia
Mojej gwiazdy
Tylko dla mnie
Przeznaczonej
Osobistej
Wymyślonej
Ciekawska chmura
Zasłania ją
Niegrzecznie
Pocałunkiem
Ocalę jej życie
Powiem jej
Kocham Cię
Nad życie
Jesteś moja
Nieodpartym
Natchnieniem
Stworzona.


Oto ja

Jedyna
W swoim rodzaju
Dla każdego
Inna
Niezastąpiona
Niepowtarzalna
Ciągle szalona
Zawsze normalna
Wiecznie otwarta
Miłości warta
Nieidealna.


Słownik

Na nieboskłonie
Na jasności i ciemności
Rosłam
Na skraju mych
Wyobrażeń
Stoję
Czasem dobrych
Czasem pokonanych
Jestem
Wyrosłam stoję jestem
Cech osobowości
Cały słownik pełny.
       


Chwila zapomnienia

Wśród ciemnej nocy 
Szarego,deszczowego dnia
Ujrzałam Cię
Swym ciepłem
Podzieliłeś się ze mną
Szłam na głębię wody
Nie bacząc, że utonę 
Usłyszałam słowa
Nie wchodź
Nadal brnęłam
W otchłań ciemności
Gwiazdy na niebie
Otworzyły mi oczy
Ukazał się blask
U progu życia
Podarował promyk nadziei
"Nie wolno mi"
słowa Reny Rolskiej
Podcięły mi skrzydła
W swej dobroci
Biały gołąb
Podpowiadał
Zabronił iść dalej
Zabronił słuchać
Zabronił marzyć
Spakowałam
Nadziei pełną walizkę
Lecąc nad Elą
Z czerwonym krzyżem na rękawie
Zanuciłam
słowa Reginy Pisarek
"Nie warto było"
Wylądowałam na wyspie
Kołowrotek szarych dni
Bladą tęczą mnie przywitał
Z dalekiej podróży.



Daleko

Na odległość uczę się kochać na nowo
W odległości ciepło me schowane
Słowo ciepło radością nazwane
Dzięki ci słonko
Jaśniej widzę świat
I tę brzózkę z siwą korą
Nad mym ciałem pochyloną
Radość Twój obraz wskazuje
Twojej drogi nie widzę
Dla ciebie czy dla mnie
Może o innej porze
Las natchnienie daje
W zielonym kolorze
Zieleń moją jest nadzieją
Na dziś, na jutro, za miesiąc
Daleko, daleko, daleko.



Obraz nocy

Z pachnącym porankiem
Witam
Moje nozdrza
Wilgoć nocy pochłaniają
Słonka nie widać
Zmęczone śpi jeszcze
Mam dreszcze
Nie pojmuję co jeszcze
Noc do obojętnych
Zatwierdzona
Bez zapachu
Tęsknotą opleciona
Z promykiem słońca
Pójdę leśną drogą
Dzikie konwalie
Baterie wspomogą.



Nowe życie

Dałeś mi Boże nowe życie
Za nie dziękuję
To dar, na który
Nie wiem czy zasługuję
Jednak Boże
Bardzo Ci dziękuję
Spoglądam na niebo
Na ptaki wiosną
Na noc ciemną
Przespaną spokojnie
Dziękuję Ci hojnie
Obiecuję, obiecuję
Kochać ponad życie
I nie skrycie
We łzach prosić o więcej
Kochać to
Co stworzyłeś, Boże
Patrzę na męża, dzieci, wnuki
Na mój ogród, a w nim
Kwiaty kwitnące
Kocham na nowo
Pragnąc poprawy
Abyś wiedział, Boże
Wracam z dalekiej podróży
Ona nową przyszłość daje
Skrytość we mnie wzmaga
Może nawet strach
Z dużymi oczami
Pytam siebie
Czy po wakacjach dam radę
Polubić się z kłopotami.


Ostatnia droga
/po śmierci bratowej/

Odeszłaś Aniu
Spokojna
Byłaś moim
W bólu lekarstwem
W  żalu ukojeniem
Twoje słowa
Na zawsze
Pozostawiły ślad w sercu
Głęboko wyryty
Wiele pokonałaś
Dróg, mostów
Sama w sobie
Nadzieja dla nas
Ja nie jestem smutna
W żalu lekkim
Pozostaję
Bóg drzwi raju
Ci otworzył
Moje tam
Rosną kwiaty
Już zakwitły
Na ciebie czekając.



Dorosłam

Dojrzałam
Dostałam doktorat
Z Sorbony Samotności
Radość uleciała
Z powiewem myśli
Balon leży
U mych stóp
Palą ogniem
Wulkanicznym
Żal lawą się rozlewa
Zapełnia szczeliny
Deliberować
Mam zakaz
Wersja siebie
Nie ma odbicia
Zgubiłam ciepło
Byś je znalazł
Dla siebie
Kiedy ulga
Sama nadejdzie
Wrota nadziei
Zawsze otwarte.


Biała Pani

Kim jest biała pani
W znaczeniu osobistym
Jest lub jej nie ma
To oczywiste
Żaden człowiek
Lubiany, nieznany
Nie zrozumie
Istnienia białej pani
Tylko rozważny
Inteligencji najlepszej
Powie, będzie dobrze
Słowem szczerym
Najwyższym
Życie to kawałek drogi
Do przebycia
Tylko twardym ludziom
Uda się przetrwać
Znoje i nie znoje
Obejdzie swobodnie
By żyć godnie.


Życiorys

Złotopióry
Złotowłosy
Serce anielskie
Czy moja
Drobna postawa
Uniesie
Ciężar twych doskonałości
Szarą rzeczywistością
Jestem na codzień
Taka skromna
Nie cicha
Choć szalona
Sił wielkości
Niezmierzona.



Serce przemawia

Smutne jest serce moje
Nienasycone łaskawością Twoja
Serce i ciało wołają pomocy
W dzień i w nocy
Dlaczego życie jest takie trudne
Nieogarnięte, nieusłużne
Lepiej by było wprost
Powiedzieć, co się czuje
Ile by ulgi było
Nie może być tak łatwo
Nawet w przyjaźni
Są obowiązki
Podania dłoni, uśmiechu
Nie może być gorzej
Każdy idzie własną drogą
Przyjaźń nie jest
Potęgą wezbraną
Dla dwojga ludzi
Przeznaczonych
Bez ograniczeń
Wieku i wyznania
Nie można być kochanym
Losie szary i odważny
Bądź zawsze przyjazny
Idę drogą wytyczoną
Chcę być dobrą żoną
Cóż z tego
Chcę być wyśmienitą
Kochanką
Dla siebie
Dla niego
Bez szczególnych wyzwań
Niczym Syrena
Przychodzi i odchodzi
Marząc, być zauważoną. 




Kim jestem

Nie spadłam z nieba
Dziękuję
Wytwór Twej wyobraźni
Potrzeba pomocy
Bratnia  dusza
Przyszłam 
Odejdę radosna
W swym istnieniu
Na czas lotu
Białego gołębia
Dałeś mi życie
Z obrazem
Twego serca
Już mogę odejść
Odlatuję
Na miotle czarownicy.



Myśl na dziś

Czym jest marzenie
W znaczeniu
Osobistym materialnym
Czy jest naszą potrzebą?
Czy wytworem wyobraźni?
Tępej wyostrzonej
Nie spełnione sny
Czym są dla nas
Straconym czasem
Czy tylko
Tępym urojeniem
Nigdy marzeniem
Rzeczywistym.



Mój zegar

Tik tak, tik tak
Zegar bije
Coraz głośniej
Tik tak, tik tak
Tik tak, tik tak
Kukułka mu przerwała
Ku ku, ku ku
Wstać albo nie
Osobowość niestała
Płomień miłości jest
Oceanem kłamstwa
Tik tak, tik tak
Ciągle powtarza
Nie zasmucaj
Mojego serca
Proszę
Błagam
Tik tak, tik tak
Powtarza
Uparta i skryta
Poduszką zagłuszam
Tik tak, tik tak
Muszę wstać
Zaświtało w umyśle
Nie, nie, nie, nie
Wyrzuciłam zegar
Kukułka na pożegnanie
Raz powiedziała- ku ku.


Znalazłam przyjaciela

Leżał na ulicy
Czarno-biały
Trząsł się cały
Podniosłam go
Spojrzał mi w oczy
Pocałunkiem
Ocal mi życie
Prosił
Błagał
Nie miauczał
Pozbawiony sił
Wręcz płakał
Łza za łzą
Spływała
Konieczność
We mnie
Wezbrała
Przytuliłam
Pocałowałam
Natchnęłam życiem
Wtulony w moich
dłoniach-odszedł
Moje słone łzy
Na ustach
Zatrzymały się
Tak jak
Jego serduszko.


Lekarstwo na miłość

Szaleństwo naszej miłości
Bez końca, bez granic
W szczęśliwych kroplach potu
Oplatały nasze ciała
Wilgoć pocałunków
Zostawiła ślad na ciele
O! cudzie miłości
Jak długo trwać  będziesz
Znikasz na chwilę
Czy zostaniesz do starości
Idąc razem pokonani wiekiem
Wspierać będziemy ją dłońmi
Nie wystarczą już gorące wyznania
Nie wystarczy pragnienie miłości
Pozostanie tylko ciepła dłoń
Szklanka mleka z miodem do łóżka.


Wspólna droga z Tobą bracie
/napisany po śmierci brata/


Szliśmy nią, nie zawsze razem
Chmury czasem zasłaniały słońce
Wiatr zrywał płatki makom
A one, spadały nam na twarz
Uśmiech i radość twoją widziałam
Idąc przez polanę życia
Gdy doszliśmy do stawu
Żaby rechotały głośno
Zagłuszały twoje wołanie o pomoc
Biały żagiel pływa w oddali
W nim Biała Pani siedzi
Z uśmiechem zabrała cię do łodzi
Bracie, pozdrów rodziców
Pomyślałam ocierając łzy
Już cię nigdy nie zobaczę
Ty nie zobaczysz mnie.



Głód duszy

Głodnym sercem
Szukam pokarmu duszy
Błyski na niebie
Pokazują teraźniejszość
Szarą rzeczywistość
Ile bym dała
Może nawet wszystko
Na zaspokojenie głodu
Pustego 
Naiwnego
Natrętnego
Kto poda mi dłoń
Dół opuścić muszę
Zagrożeniem jest
Mego istnienia
Czas nie wszystko zmienia.



Ptasia adopcja

Ptaku mój królewski
Na mym ramieniu
Przysiądź
Bym ciepło twe poczuła
Choć nade mną
Wilgotna jesień
Twój urok mój zachwyt
Rozpostarł
Niczym anioła skrzydła
W swej dobroci
Podaruj mi cząstkę
Swego istnienia
Z góry widok
Nieprzeciętny masz
Też bym tak chciała
Latać w chmurach
Mieć ciebie za brata.



Kwiat od św. Jana Pawła II

Kwiat zasuszony i bezwonny
Znalazłam na spotkaniu z Tobą
I głos marzenia nieuchronny
Już się do mej duszy wkradł
Gdzie zakwitł?
Jakiej wiosny doznał
Zna tylko moja dusza
Po spotkaniu z Tobą
Czy go zerwała dłoń przyjazna?
Tylko ja i Ty o tym wiesz
Czy na pamiątkę naszego spotkania?
Czy zaznaczyć miał ból naszej rozłąki?
Czy to jest ślad Twojego spaceru?
W cienistym lesie, w ciszy pól
Kwiat ten, mimo iż suchy
Ma swój zaciszny kąt
Modlitwa Twoja, moje słowa
Na zawsze już jednością są.



Leśny spacer

Spacer po lesie
Widoki cudu natury
Zapach trawy
Łaskocze lekko nozdrza
Męczące czekanie
Telefon nie dzwoni
Ciepły w uścisku
Mej dłoni
Jest sygnał
Dzwoni...
Ten głos miły
Ciepły, bliski
Prosi o spotkanie
Co ludzie powiedzą?
Misterna koronka
Nie stała bez blasku
Czarny scenariusz
Kusi w cierpieniu
Pragnieniu
Nieprzespanych nocach
"Otchłań namiętności"
Pobudza do życia
Tak prosta w nadziei
Wymowna i szczera
Ulgę wszelaką
Przynosi sercu
Mojemu, twojemu
Wielu innym
Bez granic
Od morza do Karpat.




Przebudzenie

Obudził mnie
Zapach róży
Zostawiłeś mi ją
Na poduszce
Były na niej
Dwa zapachy
Ślad uniesień
Przeżytych
Bez zobowiązań
Bez obietnic
A tak drogich
W nagości szczerych
Splecione ciała
Wydawały okrzyku
Czułości
Nie oddam nikomu
Nie zapomnę
Będę tylko tęsknić
Za tobą, za różą
Radością duszy, serca
Przegonię smutki, troski
Każdy dzień
Będzie świętem, niedzielą
Zostanę łowczym
Twej miłości
W swej dobroci
Szczerej, oddanej
Hart naszych dusz
Jedno ma imię
Nadzieja- zielona
Jak kolor moich oczu.



Droga czy ucieczka?

Jedna droga
Wspólna ucieczka
Hotelowy bar
Wspólna kolacja
Opowieść o życiu
Brudnym, złym,nieszczerym
Radosny uśmiech
Butelka szampana
Wzmogła poczucie
Rozmowy
Spowiedzi podwójnej
Bez rozgrzeszenia
Bez pokuty
Dopiero zegar o północy
Nakazał rozstanie
By ranek przyniósł
Poczucie godności
Nasze lekkie serca
Wiatr próbował porwać
Ja nie pozwoliłam 
Ty tego nie chciałeś
Żegnaj piękna pani
Usłyszałam odjeżdżając
Nie każ mnie zapomnieniem
Spotkania naszego
Lustro tego jeziora
Odbije przypomnienie.



Puszek okruszek

Okruszek ciepła
Podaruj mi, proszę
Dłonie i serce mi rozgrzeje
Stoję na rozstaju
Dróg wszelakich
Okruszek wskaże mi
Moją drogę
Za chwilę już
Będzie naszą wspólną
Do przyszłości
Do krainy, gdzie
Miłość rzeką płynie
Po łące radości biega
Choć nie jestem ideałem
Nasz świat
Marzeń i poświęceń
Jest wart
Taki mały okruszek
Wart tylu wzruszeń.



Biały gołąb odchodzi

Stworzyłaś mnie pani
Na podobieństwo swej duszy
Oj! Żal mi odchodzić
Ręce czarnych chmur
Wiatru szalonego
Zabierają mi siły
Nie dolecę już do ciebie
Utknąłem w przestrzeni
Tęsknoty i rozpaczy
Wartości nie znanej
Nasze serca były jednością
Zostaniesz sama Pani
Mój oddech zanika
W pokorze poczekam
Na ponowne
Twe, Pani, wezwanie.



Przebudzenie

Obudził mnie
Nie, trel ptaka
Codziennego
Ciepło dłoni
Słodki pocałunek
Z rumianą koroną
Na policzkach
Identyfikacja
Natychmiastowa
Sen to, czy jawa
Och! jak miło
Otworzyć oczy
Przy tobie
Wokół nas
Wspólne pragnienia
Rozpostarły swe sidła
Nigdy nie chcę się
Z nich wydostać.



Dary

Podaruj mi bursztynu
Twe pełne dłonie
Zapytasz - dlaczego?
Świat kolorem pisany
Albo nie
Podaruj mi kamień
Lśniący, gładki
Z dna morza
Zapytasz - dlaczego?
Ciepłem twoim się podzieli
Rezygnuję, nie chcę
Podaruj mi z lekkim ciepłem
Pisku z plaży
Zapytasz - dlaczego?
Leżałeś na nim
Marzenia zostawiając
Już go nie chcę
Podaruj mi
Swe serce otwarte
Zapytasz - dlaczego?
Największym jest
Bogactwem świata
Już go nie chcę, rezygnuję
Podaruj mi całego siebie
nie pytaj - dlaczego?.


Pomogłem

U zmierzchu dnia
Las dębów znalazłem
Gałęzi wiele złamanych
Czyje to cierpienia
Pytanie zadałem
Obraz szary, zimny
Bez zachwytu, polotu
Znajomym się wydał
Wracać chciałem
Gdy mały promyk
Wśród gałęzi błysnął
Schylony szukałem
Jego istnienia
Był tam mały, polny
Kwiatek złamany
Nadepnięty, zniewolony
Wzrokiem błagał
Litości szukał
Wilgocią mych ust
Podzieliłem się
Cierpiał, znikał, odchodził
Z radaru mego wzroku
Nagle oczy moje
Wydały kubeł łez
Słonych, szczerych
Osiem z nich
Uratowało mu życie.



Jestem jaka jestem

Obrazem Barana
Jestem oczywistym
Upartym, rogatym
Wiecznie zmarzłym
Dosłownie, głęboko
Myśli różnorodne
Od roga do roga skaczę
Cierpliwości morze
Zapas potrzebny
Skorupa żelazna
Płot z bramą bez klucza
Zbudowałam
W skrytości marzę
W otwartości milczę
Grom samoistny
W przepaść siłą wrzucił
Zgrzeszyłam
Naturalnie, moralnie
W postanowieniu
Strach i obawa
Klucz do bramy mają
Strzegą, pilnują
Głębokości, przyczyny
Grzechu
Nie proszę o przebaczenie
Kruchość moja pod skorupą
Delikatna, nieprzewidywalna
Wręcz obrzydliwie łakoma.
                            


Tomik "Ćwiczenia Umysłu" wydany został w czerwcu 2015 roku.               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz