Zachody słońca w moich wierszach




Album bardzo bogaty w  kolorowe  ilustracje. Na każdej stronie inny zachód słońca a pod nim wiersz. Opisujący wstawione zdjęcie.
Na pierwszej stronie wiersz z tytułem, pozostałe bez.
Album posiada 27 wierszy.



Wieczorny taniec

Ta pani tańczy w świetle zachodu słońca
Dłonie zaplata w serdecznym geście
Między promykami włosy przemyca
I bosą nogą biegnie po wodzie
Wokół niej suknia faluje
Lekka i zwiewna jak pajęczyna
Muśnięciem dłoni drzewa czaruje
W czerwonej poświacie ciało wygina
Nie znam, kto ona i skąd się wzięła
Podobna wróżce z krainy bajek
Przybyła znikąd, magię rozsiała
Wieczorem hasa z gromadą mew
Zapytać kim jest, milknie spłoszona
Gdy się pojawia, księżyc się budzi
I tylko lśni jej barwna korona
A ziemia senna wprost promienieje.







Maki nie mogą zasnąć
Odbicie słońca świeci im w oczy
Lustro wody kropelkami
Obmywa im twarz
Pozwólcie nam dłużej żyć
Nasz czas dobiega końca
Mamy już oddech krótki
Strach ma opuścić brzeg
Poza zasięgiem rzek
Pod osłoną koloru nieba.


Wieczorne spotkanie dwóch braci
Blask morza z błękitem nieba
Schylam się tylko po kamyk
Zacieram swe ślady bez końca
Zachodzące słonko patrzy i myśli
Co powiem, co zrobię?
Twarz moja nie jest liściem
Lecz wymownym wzruszeniem
Moje słone łzy
Powiększają jego objętość.


Świecąca złotem kulo
Wśród migocących gwiazd
Niczym kula ognia
Przeglądasz się w wodzie
Przybysz z głębin ciała
Dzicy lokatorzy
Tak rzewne, tak przestronne
Łuną uderzyła w niebo
Podszyci wielkim spokojem
W pożegnalnych ciałach.


Czerwienią się niebiosa
Słońce ten kolor wybrało
Tulipany od niego kolor dostały
Istnienie nieobiektywne
Poza zasięgiem naszej obecności
Skaczą przez ogień nieba
W niego łuna uderzyła
Pękają heksametry
Nietrwałe efekty
Słonko zasnąć nie może, nie chce. 



Zbierają się chmury
Na przywitanie nocy z księżycem
Czas słonku podziękować
Natura do snu się układa
Pożegnania nadszedł czas
Łzy śmiechem otwarte
Woda i horyzont we mgle
Wyspy szczęśliwe
Wzniosłe i niepoważne
Zmysł udziału nie zastąpi.



Nie zachodź jeszcze słonko
Bym mogła zgubione myśli znaleźć
Tafla morza mi pomoże
Miłość jest szczęściem
Wieczorna cisza na jednego świerszcza
Na złoconych nóżkach
Koła zbliżone do nieba
Zachód wspaniały
Zachód bez konsekwencji.



Zachodowi słonka
Wieczór otwiera swe drzwi
Ustąp miejsca księżycowi
Niech ubarwi wszystkim sny
Kwiaty usnęły, płatki zamknęły
Pomost opustoszał
Rankiem ponownie zaprosi
Boska nieuchwytność
Rąbek szaty rozdętej.



Złote kłosy, bielutkie stokrotki
Nie zadają kłopotliwych pytań
Pokornie wyczekuję snu słonka
Czerwień nieba groźnym jest
Zamiast przezornie milczeć
Zbudzić chcą się w porę
Raczej cena niż wartość
Lubieżne obmacywanie
Wieczorny wietrzyk uskutecznił
Pod osłoną nocy.


W blasku zachodu
Szata ogniem osmalona
Moja wykrzywiona twarz
Wdzięczność znikoma
Nie chcę spać ani śnić
Niefortunna miłość
Świętość mojej gry
Rozsądek każe milczeć
Słońce zachodzi nie zachodząc.


Jeszcze się w zachodzie słonka
Żagiel bieli
Przez zaskoczone powietrze
Wstydliwych przefrunięć
Na nie upierzonym ciele
Cierpliwa zwinność
Wyrachowane natchnienie
Garść rozkołysanego świata
Mają ku czemu wznosić głowy
Wytrwać na wszelki wypadek.


Chylisz się ku zachodowi
Dzień kończy swój dyżur
Szykują miejsce księżycowi
By srebrem na niebie błyszczał
Hukanie sowy słychać
Czy jest córką piekarza?
Popycha skrzypiące drzwi
Trzyma się prosto
Czesze gładko
Patrzy jasno.


Zachód z ciemnością nocy króluje
W oddali wieża kościoła spogląda
Co nam ten wieczór przyniesie
Pieśń nad pieśniami
Związany we wspólność
Drogie syreny
Kochane fauny
Wielmożne anioły
Rogate z przekory
Wielkich myśli nadszedł czas. 


Biały łabędziu
Do snu ze słonkiem pójdziesz samotny
Życie jest piękne i ziemia jest nasza
Niebo gwiaździste na myślącą trzcinę
Powita cię ciszą wieczorną
Nie chodzi po księżycu
Boska nieuchwytność
Szarpię życie za brzeg listka
Tu rozpacz tam otucha.


Przemija magia dnia
Wietrzyk kołysze listki do snu
Żal po nie udanym dniu
Nadzieją na lepsze jutro
Rybacy sieci zarzucili
Chcąc zatrzymać zachód na dłużej
Nie zachodź słonko - proszą
Deptanie wieczności
Tu rozpacz tam otucha
Blask księżyca w oddali.


Słonko chyli się ku zachodowi
Słoneczniki nie chcą spać
Jak połączyć obie potrzeby?
Dar hojniejszy niż potrzeba
Cudownie ocalony
Rozkwit blasku nowości
Instynkt też się myli
Zagapi się, przeoczy
Cud metamorfozy
Potrzebny.


W lustrzanym odbiciu
Słonko się przegląda
Patrzy jasno
Pozuje do wzajemnego uśmiechu
Z poruszanymi listkami na gałęzi
Przez zaskoczone fale jeziora
Otacza nas tępota kręgiem
Naganne obyczaje
Zacofana prawda
Nikomu nie potrzebna.


Kulo złocista
Twój pyszczek odbity przez kalkę
Nie ugina się
Szczególny, przelotny, trwały
Za mało mózgu
Za mały apetyt
Nie szkoda mi zachodu słońca
Raz po raz w przestrzeni
Staje czołem do ściany
Mistrz od niedawna.


Za bezwiedną chmurą
Niewidzialne drzwi
Nie słychać wycia psów
Kroków przeznaczenia
Mój krok jest chwiejny
Fale wody rozbiły o skały
Mój pośpiech podróżnika
Raz, dwa, trzy
Bryza wodna przemywa oczy
Czym mnie jeszcze zaskoczy?.


Między tatarakiem a żabim oczkiem
Tafla wody zachodzącego słonka
Dzień kończy się radością
Drzewa pochyliły korony
Robiąc łoże wygodne słońcu
Chmury podarowały mu
Różową pierzynkę
Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie
Wiatropylny chwast
Znalazł swoje miejsce.


Między kłosami zbóż
Chyli się ku zachodowi
Po pracowitym dniu
Zmęczone po woli opada
Jest pastylką na uspokojenie
Skleja rozbite myśli
Pracowitego dnia
Promienie lśnią jak ryby w niebie
Płyną do wspólnego morza snu.


Samotny grajku graj
Niech twą melodię mewa mi przyniesie
Ulgę po trudach dnia
Zachowa w nutach twej muzyki
Słońce odbite w lustrze wody
Przypomni mi o tobie
Nie zapomnę spaceru nad morzem
Fotomontaż mijającego się wzroku
Opowiadam o słońcu i gasnę.


W barwach tęczy
Słonko do snu się szykuje
W lustrze wody odbite
Za plecami księżyc
Na swe miejsce czeka
Lekkomyślność słonka
Wymaga nadzoru
Zagrożony wielkim horyzontem.


Szaro-czarne chmury
Naradę zwołały
Spać już czas
Wieczór nadszedł ukradkiem
Słoneczniki swym blaskiem
Odrzucają sen
Bunt podniosły
Niepoprawna gotowość
Czy naganne obyczaje.


Jak spać
Gdy wieczór tak piękny
Słońce w lustrze wody
Dodaje urody
Ławeczka zaprasza
Poczuć chce ciepłe dłonie
Zakochanych od wczoraj
Całują niebem
Porośniętych obłoków.


Maki słonku mówią dobranoc
Choć delikatne i zwiewne
W swej dobroci chwalebne
Słonko swym płaszczem je okryło
Do poduszki snu przyłożyło
Śpijcie maki koloru miłości
Nocny odpoczynek
W duszy wam zagości.


Trzy oblicza przed snem się spotkały
Noc, zachód i grzmot piekielny
Który z nich jest silniejszy
Niech serce ma zdolność wytrwania
Niebieskie moce
Prywatne uniesienia
Zbędna ciekawość
Cichutko triumfują w czasie
Potrojona gwałtownością prozy.


Album "Zachody słońca w moich wierszach" ukazał się w sierpniu 2015 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz